Jezioro Powidzkie to nasz mały raj na Ziemi. Marzy nam się tam mały domek, z dala od zgiełku i hałasu. Nie koniecznie przy samym jeziorze, może nie w samym lesie, ze względu na moje strachliwe usposobienie, ale gdzieś na uboczu, gdzie w małym lokalnym sklepiku trzeba słono przepłacać za każdy produkt, ale za to jest las, jest jezioro, jest świeże powietrze, cisza, spokój, nic więcej do szczęścia nam nie trzeba. W tym roku wakacje spędzaliśmy tam już po raz drugi. Ostrowo, to mała wieś położona na terenie Powidzkiego Parku Krajobrazowego, w okolicy bardziej znanych miejsc takich jak Powidz czy Przybrodzin. Kiedyś na pewno uda nam się spełnić nasze marzenia, a tymczasem jest to nasz stały punkt na naszej wakacyjnej mapie.
Nie uraczę was masą zdjęć, bo postawiliśmy jednak na wypoczynek, a przy mojej dwójce fotografowanie to trudny temat. Miały być zdjęcia tuż po wschodzie słońca, ale jednak moja leniwa natura dała za wygraną i skoro dzieci spały to spałam i ja.
Opowiem Wam za to o moim nowym kulinarnym odkryciu tych terenów. Krowa na plaży to miejsce które warto odwiedzić i to zdecydowanie więcej niż jeden raz. Mała niepozorna, ale jakże stylowa budka, na plaży w Przybrodzinie, która kusi designem, kryje w sobie wyjątkowe bogate wnętrze. Każdy burger to eksplozja smaku! Do wyboru są trzy rodzaje bułek: maślana, razowa i pszenna, które wypiekane są w piekarniki w Witkowie. Oprócz 100 procentowej krowy dostępna jest również opcja wegetariańska z kotletem z ciecierzycy, wzbogacona sosem na bazie harrisy. Wegetariańska opcja zdecydowanie zdobyła moje serce! Opcja mięsna posiada wiele wariacji np. z cheddarem, czy jalapeno. Jest też krowa tygodnia i obok takiej trudno przejść obojętnie. Wołowy burger z dodatkiem grillowanej brzoskwini i sosu balsamicznego to wyższy poziom burgera.
Problem jest tylko jeden, trudno zdecydować się na jednego burgera, bo wszystkie są tak dobre. Super, że era odmrażanych zapiekanek powoli pogrąża się w otchłani. Ludzie chcą prawdziwego jedzenia i na takie zasługują.
Jak zwykle raczyliśmy się również świeżo wędzonymi rybkami, które z tymi sklepowymi nie wiele mają wspólnego. Wędzone pstrągi czy sielawy są po prostu boskie. Delikatne, lekko dymne. Zdecydowanie warto się w nie zaopatrzyć, będąc w tych okolicach.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do Dary Ula, po pyszne miody prosto z pasieki. Skusiłam się na miód lipowy i wielokwiatowy. Wielokwiatowy jest tak przyjemnie kremowy, że muszę się opanowywać, żeby nie wyjadać go łyżkami. Po degustacji miodów pitnych wybór padł na “miód malinę” idealnie sprawdzi się w sezonie przeziębieniowym. Miody pitne powstają tu w procesie naturalnej fermentacji miodu, a owocowe dodatki to świeżo tłoczone soki. Można tu również kupić pyłek kwiatowy i propolis.
Zdecydowanie już tęsknie za tym miejscem… Ostrowo-widzimy się już za rok!
Meg pisze
Nir wiedziałam że jest taki sklep z miodem ????